aaa4 |
Wysłany: Pon 13:16, 26 Mar 2018 Temat postu: |
|
-Prosze posluchac - powiedzialem. - Ja nie jestem kapitanem Imrie. Musial pan go tak zmasakrowac? Przeciez mogl go pan polozyc jednym prztyczkiem.
-Byl pan przy tym, kiedy powiedzialem kapitanowi Imrie, ze to sprawa czysto prywatna. - Nie pozostalo mi nic innego, jak zrewidowac opinie o swoich zdolnosciach psychologicznych. Ani dobrowolna oferta pomocy medycznej, ani lagodne podejscie, ani zawoalowany komplement w zaden widoczny sposob nie udobruchaly pana Strykera. - Dyplom lekarski na scianie w niczym nie upowaznia pana do zadawania wscibskich, impertynenckich pytan. Pamieta pan, co jeszcze powiedzialem Imriemu?
-Mam laskawie nie wtykac nosa w nie swoje sprawy?
-Wlasnie.
-Zaloze sie, ze Allen tez tak uwaza.
-Ten Allen dobrze sobie na to zasluzyl - odezwala sie Judith Haynes. Ton jej glosu nie byl wcale bardziej przyjazny, niz ton glosu Strykera. To, co powiedziala, zainteresowalo mnie z dwoch powodow. Po pierwsze, powszechnie sadzono, ze Judith Haynes nienawidzi swego meza, a tutaj niczego takiego nie stwierdzilem. I po drugie, skierowanie dochodzenia w jej strone moglo sie okazac bardziej owocne, gdyz najwyrazniej slabiej panowala nad emocjami i jezykiem niz jej maz.
-Skad pani wie, panno Haynes? Przeciez pani przy tym nie bylo.
-Wcale nie potrzebowalam tam byc. Dobrze...
-Kochanie! - przerwal jej Stryker, ostro, ostrzegawczo. |
|